Jeszcze przyjdą takie mrozy, że przymarznie cap do kozy! No i przyszły. Wszystko mrozem ściśnięte - buki nawet nie pisną. Nawet wiatr przestał wiać. Słońce nieśmiało się przebija ale nikt nie podskoczy do Dziadka Mroza.
Idę z Krynicy niebieskim szlakiem do Bacówki nad Wierchomlą. Jest pochmurnie. Koło Runka dogania mnie ponura trójka - głód, zimno i zmrok. Nawet nie rozmawiamy bo do schroniska już niedaleko. W bacówce ludzi pełno a nowi gospodarze nie gryzą.
Następny dzień rozpoczyna cudna pogoda, widok na Tatry i doliny zakryte chmurami. Tak jest przez cały dzień. Z mleka chmur wystają tylko najwyżsi: Pasma Jaworzyny i Radziejowej, Tatry oraz najmniejsza przy nich Mogielica - co za widok!
Ruszam w stronę Hali Łabowskiej. Po drodze spotykam Bzyków ale czas goni i rozmawiamy krótko. Od Hali Łabowskiej już nie ma żywej duszy.
Na Cyrlę docieram po ciemnicy, oglądając się za wilkami, których pełno w mojej głowie. Po takiej trasie brakuje tylko miłego towarzystwa, dobrego żarcia i klimatu ciepłego schroniska. Na Cyrli jest wszystko. Z Kryśką, Gośką i Matyldą gramy w "Jungle Speed" z grzanym piwem. No parapecie siedzi kot i wrażenie, że znam tę wesołą trójkę od dawna.
Na Cyrlę docieram po ciemnicy, oglądając się za wilkami, których pełno w mojej głowie. Po takiej trasie brakuje tylko miłego towarzystwa, dobrego żarcia i klimatu ciepłego schroniska. Na Cyrli jest wszystko. Z Kryśką, Gośką i Matyldą gramy w "Jungle Speed" z grzanym piwem. No parapecie siedzi kot i wrażenie, że znam tę wesołą trójkę od dawna.