sobota, 5 lipca 2008

Dolina Mattertal


Góry wysokie przyciągają. To przyciąganie jest tym większe, im są one wyższe. Minęły 3 lata od kiedy byłem ostanio na dużej wysokości. To zdecydowanie za długo.

Dzień 1 i 2.
Wyjeżdżamy autobusem z Tarnowa o 8:30. We Wrocławiu mamy przesiadkę na inny autokar. Droga jest trochę męcząca. Jedziemy przez Niemcy i Austrię. Lądujemy w Losannie na 11:00 następnego dnia. Zaczyna padać. Znajdujemy dworzec kolejowy i ruszamy do Zermatt (bilet 73FCH). Tory wiodą wzdłuż Jeziora Genewskiego, które jest ogromne. W deszczu sprawia wrażenie morza bo nie widać drugiego brzegu. W Visp mamy przesiadkę. Zaczyna się wypogadzać. Dojeżdżamy do Zermatt późnym popołudniem. Rozbijamy namiot na campingu i robimy rekonesans po wsi. Ludzi pełno i gwarno.

Na terenie Zermatt obowiązuje zakaz poruszania się pojazdów spalinowych.


Szwajcaria to bogaty kraj - tutaj nikt nie chodzi z konewką.


Dzień 3.
Dla aklimatyzacji idziemy na grań Hornli - najpopularniejsza droga wejściowa na Matterhorn. Zaczyna lać i mamy pogodowy kanał. Wracamy do namiotu. Szwendamy sie po wsi. Nic sie nie dzieje. Pod wieczor znowu idziemy na przechadzkę po wsi. Powoli wypogadza się i naszym oczom ukazuje się wielki Matterhorn. Na jednej z ulic kręcą program telewizyjny - jest wesoło i ludzi nie brakuje.





Dzień 4.
Idziemy jeszcze raz na grań Hornli. Tym razem jest lampa. Nad jeziorem Schwarzee jemy kaszkę - ależ to jest gówniane żarcie. W drodze widać Rimpfischhorn oraz gran Allalinhornu. Zaczynam watpic czy damy rade złoic plan, który mi wyrósł w głowie. Dochdzę do wniosku, że nie ma co ryzykowac na pierwszy raz. Na grani robi się późno i wracamy przed schroniskiem - odpuszczamy bo jutro zaczynamy prawdziwą rypankę. Podczs drogi powrotnej spod Matterhornu myślę nad jutrzejszą trasą. Zapowiada się jeden dziem lampy a drugi ma być niewyraźny. Wieczorem pakujemy się na wspinaczkę - to będzie Breithorn. Jeśli pogoda drugiego dnia nie dopisze, to na Breithorn'ie mamy większe szanse się nie zgubić.


Matterhorn (4478m n.p.m.).






W drodze widać Rimpfischhorn (4199m n.p.m.).



Dzień 5.
Rano pakujemy manele i zostawiamy zbędny balast na polu namiotowym. Ruszamy kole 9:00. Plecaki mamy tak ciężkie, że wędrówka jest udręką przy mocnym słońcu. Szlak wije się jakby ktoś specjalnie go poskręcał, ale to dlatego by nie prowadzić w nieciekawym terenie. Kole 17 docieramy do schroniska Gandegg. Jemy parszywą kaszkę podziwiając północną ścianę Breithorn'u i lodowce. Mam doła - boje się następnego dnia co do pogody i drogi wejściowej na szczyt. Idziemy dalej na prawie płaski lodowiec. Jest gorąco. Wreszcie pojawia się po prawej stronie włoskie schronisko Teodulo. Wspinamy się na przełęcz Teodul i lądujemy pod schroniskiem. Godzina 20:00 - jest pięknie. Okazuje się że nocleg w schronisku kosztuje tylko 12,5FCH od łebka (taka promocja dla nas) więc zostajemy na noc pod dachem. Na pewno wypoczynek będzie lepszy niż w namiocie. Jemy cokolwiek i do wyra. Zasypiam od razu ale budzę się po godzinie i nie mogę spać. Nie wiem czy to już choroba wysokościowa czy tylko stres przed jutrem.
Wędrówka i ciężkie plecki.


Niesamowita, północna ściana Breithorn'u już czeka.



Alpejskie łąki.


...a panowie na sznurkach pracują


Schronisko Gandegg.



Jemy kaszkę i podziwiamy lodowce.


Breithorn (4165m n.p.m.) i Kl. Matterhorn (3884m n.p.m.).



Nie ma to jak lodowiec w pełnym słońcu - dobrze że to późne popołudnie. Po prawej widać przełęcz Teodul a powyżej na grani majaczy cień schroniska.



Schronisko Teodul - trochę się wali na lewo.



Dzień 6.
Wstajemy o 3:00. Pakujemy się, gotujemy herbatę, zagryzamy ją batonem. Czekam jeszcze żeby się choć trochę rozwidniło. Ruszamy o 4:25. Idziemy kole kolejki Testa Grigia na Plateau Rosa i wspinamy się na przełęcz pomiędzy Klein Matterhorn'em a Breithorn'em. Jest pusto. Na przełęczy jemy śniadanie bez herbaty bo zabrakło cierpliwości. W trakcie mija nas jeden zespół 4 osobowy. Ubieramy uprzęże, wiążemy liną i heja. Góra stromieje ale nie wymagająca technicznie. Idziemy bardzo wolno zakosami. Wreszcie wierzchołek. Jest wąski i nie ma dużo miejsca. Wokół same góry i bezchmurne niebo. Jest radość. Robimy zdjęcia i uciekamy na dół. W drodze powrotnej mijają nas całe tłumy chętnych wierzchołka. Słońce grzeje niemiłosiernie, ludziska jeżdżą na nartach. Nie ma to jak lodowiec w pełnym słońcu - po prostu masakra. Zaczyna boleć głowa. W schronisku jemy i pakujemy graty do zejścia. Zbiegamy szybko własną trasą na przełaj bez szlaków. Okazuje się że możemy nawet dotrzeć tego samego dnia do Zermatt. Musimy być na 18:00 by odebrać żarcie z przechowalni. Zdążamy z językiem na brodzie. Jedyne o czym marzę to kąpiel i zdjęcie butów, które obtarły do krwi.
Tego dnia pokonaliśmy 3417m przewyższenia.

Góra stromieje.



Na wierzchołku.



W dole mrówki idą do nas.



Dookoła same góry.



Tutaj niedawno zeszła lawinka.



Ludziska jeżdżą na nartach.



Koparka na 3900m n.p.m.



Obiad w schronisku.



Droga zejściowa przez lodowiec - szkoda, że nie mamy nart.



Masakra krajobrazu po szwajcarsku.



Dzień 7.
Odpoczywamy po wczorajszej rypance i pijemy litry wody. Mam obtarte do krwi stopy. Wyrosłem już z moich butów. Siedzimy - nic się nie dzieje.

Uwaga - jedzie policja!



Stare budownictwo Zermatt.



Dzień 8.
Pogoda się psuje i zaczyna lać. W przerwie deszczu idziemy na Keltersteg ale deszcz nas zawraca. Wracamy do namiotu. Po obiedzie probujemy jeszcze raz. Nawet wychodzi słońce. Bardzo miła wspinaczka via ferrata.

Przeszpejenie przed wspinaczką.



Przewód się wspina.



Jak widać jest radość.



Przewód ma nowe spodnie - wypas!



Tak to wygląda z daleka.



Dzień 9.
Leje od rana. Śpimy, jemy, wycieczka do Zermatt. Kupujemy chleb i masło - po tylu dniach na kaszkach i batonach oraz suchym chlebie - to jest rarytas. Znowu leje - siedzimy, nic się nie dzieje.

Dzień 10.
Wreszcie poprawa pogody. Idziemy z Zermatt do schroniska Tasch by nazajutrz zaatakować Allalinhorn. Droga wiedzie widokową trasą - jest pięknie. Z każdą godzina coraz mniej chmur na niebie. Ewidentnie jutro będzie lampa. Niepokoi tylko mnóstwo śniegu w górach po ostatnim opadzie. Do schroniska docieramy kole 18:00. Udaje nam się wytargować nocleg na tarasie za 15FCH.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz